Prawdziwe kobiety dzielą się na te, które uwielbiają brylanty, i te, które jeszcze o tym nie wiedzą.
Jeśli o mnie chodzi, to wiedzę tę pozyskałam niestety dość późno, za co hołd muszę oddać niezwykłej przenikliwości mojej Pierwszej Teściowej. To ona, jako pierwsza, zdiagnozowała u mnie karczemną podatność do uwielbiania przedmiotów pięknych i – jak na doskonałą matkę przystało – ostrzegła mego – wówczas jeszcze przyszłego – Pierwszego Męża, przed tym potwornym defektem.
Zanim jeszcze stanęliśmy na ślubnym kobiercu, jej syn pierworodny został wyposażony w obszerny zestaw przestróg i porad, jak radzić sobie w życiu z „kobietą luksusową”. A że należał do mężczyzn pojętnych, w try miga zapadł na – jakże niezwykłą w tym wieku! – amnezję wybiórczą, pozwalającą mu zapominać portfela każdorazowo, gdy byliśmy na zakupach. Pierwsza Teściowa wspierała go dzielnie w wysiłkach, co pozwoliło mi na zebranie obszernej kolekcji sweterków z akrylu, made by Jarlan Jarosław. I choć minęło lat sporo do dziś podziwiam jej zdolność do hurtowego zakupu odpadów dziewiarskich, przed których jakością sam zacny producent ostrzegał na metkach wielkimi stemplami „TOWAR Z ODRZUTU”.
Przez kilka lat strategia trzymania mnie z dala od pokus rodziła dorodne owoce. Niestety, nawet kobieta o takiej mądrości jak moja Pierwsza Teściowa nie była w stanie przewidzieć jednego: że jej synowa chodzi do pracy i w pewnym momencie jej siła nabywcza wzrośnie na tyle, by samodzielnie mogła skorzystać z gustownej oferty szwedzkich firm odzieżowych. A wówczas od katastrofy dzielić ją będzie zaledwie włos jeden. Bo obok KappAhla w Centrum Handlowym Reduta ręka szatana posadowiła sklep jubilerski…
Po pięciu latach małżeństwa, gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi jasno świadczyły o tym, że dramat jest nieunikniony, Pierwszy Mąż uległ. Uznawszy widocznie, że zluzowanie obroży odsunie nieszczęście w czasie, skierował swe kroki do jubilera, gdzie osobistą swą kartą płatniczą dokonał zakupu pierścienia z brylantem. A nawet z kilkoma. I wcale nie najmniejszymi.
Ze wstydem przyznaję, że szok niezwykłej hojności, przejrzystość kamieni i doskonałość ich szlifu na dłuższą chwilę wprawiły mnie w mentalny stupor. Mój mózg – zderzony z cudem – zatrzymał się w miejscu i z wielkim wysiłkiem boksował w piaszczystym podłożu: czy to jest trwała odmiana, czy może jednorazowy incydent? Czy to jest trwała odmiana, czy jednorazowy incydent? Trwała odmiana? Incydent? Incydent? Przemiana? Przemiana? Incydent…? Wróżenie z fusów i płatków kwiatowych podpowiadało, że raczej to drugie, ale życiowa naiwność mamiła mnie jeszcze nadzieją przez kilka kolejnych miesięcy.
Radość z pierwszego setu brylantów nie trwała zbyt długo, gdyż jak wiadomo niecały rok później doszło do tak poważnych różnic osobowości, że dalsza koegzystencja przestała być pokojowa. Nie to, że wcześniej była, ale że nie stać mnie na dygresję wielkości encyklopedii, porzućmy ten smaczny wątek. Dość będzie powiedzieć, że opuściwszy salę sądową zrzuciłam z rąk swych okowy. Również te brylantowe…
Lata mijały a ja spuszczona z łańcucha nurzałam się w bezeceństwie zakupów. Brak męża na utrzymaniu wspomagał me hobby i czynił szafę piękniejszą. Szwedzki, dostojny faszion został porzucony wraz z Pierwszym Małżonkiem a jego miejsce zajęła banda nowych kochanków rodem z Italii i Francji. Niezbyt praktycznych, co prawda, lecz jakże ozdobnych…
Co więcej, czerpiąc z doświadczeń życiowych, postanowiłam przerobić sweterki z Jarlanu na chałat uczącej porażki. I każdorazowo mieć go pod ręką, gdy tylko pan jakiś zacznie przejawiać najlżejsze objawy chciwości i kałożerstwa.
Ku memu zdumieniu przeważająca część mężczyzn zdawała się jednak preferować kobiety dobrze opakowane. Bielizna od Chantelle i Agenta Prowokatora zdawała się znacznie lepiej przemawiać do ich wyobraźni niż bawełniane majtasy w kwiatki. Kosztowne szpilki wygrywały z pepegiem, jedwab z barchanem a kaszmir z akrylem. Co zaskakujące kolejni panowie lubili też na mnie szwajcarskie zegarki, szlachetne kamienie i drogie perfumy…
Zboczeńcy, perwerci, degeneraci!
Tfu! Tfu!
***
Wraz ze zbliżającymi się siedmiomilowym marszem czterdziestymi urodzinami dopadł mnie nastrój życiowych podsumowań i ogólnożyciowego zasępienia. Refleksja spowijała moje czoło i kładła się cieniem nawet na bardzo beztroskie chwile – w tym również na babskie plotki przy winie. W końcu udało mi się skutecznie zainfekować najbliższe przyjaciółki, które dzięki mej bezinteresownej pomocy również poczuły się stare, zużyte i bezwartościowe. Na fali życiowych rozliczeń dokonałyśmy wspólnie wyceny pozyskanych od mężczyzn dóbr materialnych. Bilanse nas rozczarowały…
Spisawszy inwentarz i uświadomiwszy sobie – ponownie! – jak boleśnie frugalne było moje pierwsze małżeństwo, postanowiłam zebrać w jedno (bardzo malutkie!) pudełko, wszystkie pozostałości po Pierwszym Mężu. A wtedy się okazało, że jego brylanty… zginęły!
Przeszukałam całe mieszkanie. Wszystkie dziwaczne miejsca, w których kobiety zwykły trzymać swe kosztowności. Kuchenne szuflady i kosmetyczki. Pudełka po butach, kieszenie starych sukienek i wieczorowe torebki. Zakamarki biurka, szafkę nad okapem kuchennym, drewniane skrzynki do przechowywania rzeczy zbędnych i niekochanych a w końcu nawet stary koszyk z IKEA, w którym przechowywałam zdjęcia z zamierzchłej przeszłości niegodne filingu w albumie.
Pierścionka nie było.
Zirytowana do granic zdzieliłam francuską wiązanką Pierwszego Męża i własną głupotę.
I szukałam dalej. W miejscach dziwacznych i egzotycznych, śmietnikach historii, strychach przeszłości i rupieciarniach.
Pierścionka nie było.
Zwróciłam się o pomoc do Świętego Antoniego, który – choć był mężczyzną – sprawiał wrażenie poczciwego chłopiny. Niestety, okazał się nieudolny. Jahwe poprosił o ofiarę z córki, więc dałam mu szybko spokój. Plutos – specjalista w sprawach bogactwa – zaśmiał się sardonicznie i zasugerował, że jeśli chodzi o drobne, to lepiej poprosić Mammona. Anubis natomiast gotów był pomóc w eksterminacji eksmęża.
Opcje zaczynały się wyczerpywać.
Pierścionka nie było…
***
Kiedy dotarliśmy do Abu Dhabi, padał deszcz. Ulice zalane były wilgocią, szyby hotelowe wyglądały smętnie i ponuro a o radosnym baraszkowaniu w gorących wodach Zatoki Perskiej nie było niestety mowy. Zmęczeni i rozczarowani wyglądaliśmy przez hotelowy balkon licząc na to, że Allah zlituje się w końcu i ześle choć promień słońca.
Osobiście od lat miałam problem z Allahem. Nie to, że nie darzyłam go bogobojnym szacunkiem. Przeciwnie. Wydawał mi się bogiem poważnym, zasadniczym i pozbawionym poczucia humoru. Groźnym, niezrozumiałym i tajemniczym. Więc kiedy w grę wchodziły modlitwy, to wybierałam z reguły Ducha Świętego, Jowisza, Jahwe bądź Anubisa. Nigdy Allaha.
Uświadomiwszy sobie jak niestosowne byłoby obecnie zawracanie Mu Jego Świętej Głowy kwestią opadów – zwłaszcza, że nie deptałam uprzednio Przedsionków Jego Miłosierdzia w sprawach ważniejszych – postanowiłam znieść tą próbę w pokorze i liczyć na wyrozumiałość. Jak czerniakowski cwaniak tuszyłam też nieco, że jakiś wierny wyznawca pochyli swe czoło przed Jego Wielkim Prorokiem i przy dwunastym pokłonie uzyska poprawę pogody, z której bezczelnie skorzystam. Niestety, przeliczyłam się. Deszcz lał, wiatr wiał a moje ciało coraz głębiej pogrążało się w hipotermii.
W braku lepszych zajęć postanowiłam zagłębić się w kwestiach wiary, do których to celów wybrałam obszerną pracę o feminizmie w islamie. Ostatecznie, jeśli miałam się modlić o prawo do wystawiania zwiędłego cielska na pełne chuci spojrzenia wyznawców, warto było przestudiować uprzednio boski pogląd na sprawę. I tak poprowadzić dyskurs, by nawet Sokrates był ze mnie dumny.
Pogłębione studium tematu zaskoczyło mnie niepomiernie. Znawcy islamu donosili bowiem, że Allah i Prorok Jego Najwyższy byli feministami! O cudzie! O wspaniałości! Zanurzyłam się w opracowanie wznosząc okrzyki ekstazy i zrozumienia.
„W przedmuzułmańskiej Arabii kobieta traktowana była jako część żywego inwentarza mężczyzny. Nie mogła posiadać ani dziedziczyć majątku.”
Co więcej, nie mogła posiadać nawet przedmiotów osobistych, w szczególności drogiej biżuterii, eleganckiej odzieży i designerskich akcesoriów…
„Mężczyzna mógł rozwodzić się z kobietą zostawiając ją bez żadnego zabezpieczenia ekonomicznego.”
Miał natomiast niezbywalne prawo do żądania wypłaty odszkodowania za lata jej poświęcone, jak również do zwrotu wszelkich nakładów, jakie poczynił był na zakup czajnika z gwizdkiem oraz innych niskocennych elementów wyposażenia…
„Posiadanie córki było utrapieniem dla mężczyzny, na którego barkach spoczywało zabezpieczenie jej dziewictwa i ochrony. Z tego powodu pospolity był zwyczaj rodzenia nad wykopanym wcześniej dołem. Co więcej, kobieta w okresie menstruacji uznawana była za osobę tak nieczystą, iż izolowano ją ze społeczności. Odseparowanie od grupy następowało też po śmierci męża” a w niektórych plemionach było również karą za krnąbrność, własne zdanie oraz chęć posiadania nowej burki. „Kobieta musiała przebywać poza społecznością przez cały rok, w małym namiocie, nie myjąc się i nie zmieniając ubrania. Po tym okresie brała do rąk żywe zwierzę i wcierała w nie roczny brud, smarowała się odchodami wielbłąda, myła się i dopiero wracała do plemienia.” Mogła wówczas w pełni docenić szczodrość mężczyzny oferującego jej prawo do taniej, lecz czystej konfekcji.
„Islam nadał kobiecie szereg praw, m.in. prawo do posiadania i dziedziczenia majątku, własnego zdania, zatrzymania i zarządzania darem przedmałżeńskim, rozwodu czy też ochrony życia nowonarodzonych dziewczynek. To, co bardzo rewolucyjne na tle kultury przedmuzułmańskiej to fakt, iż Koran wprost mówi o równości pomiędzy kobietą a mężczyzną. Święta księga islamu uczy, iż wszyscy ludzie bez względu na rasę czy płeć są sobie bezwzględnie równi, a jedyne, co wyróżnia ich, czyni lepszymi lub gorszymi od siebie nawzajem, jest ich bogobojność. Równość ta nie oznacza jednak bycia jednakowymi. Islam naucza, iż kobiety i mężczyźni są tak samo wartościowymi ludźmi, lecz różnią się od siebie i zostali stworzeni do pełnienia innych ról”, przy czym rolą kobiety jest to, co wynika z jej natury a zatem – poza rodzeniem dzieci – posiadanie brylantów, futer, bogato zdobionej odzieży, najlepszych kosmetyków, pięknych mieszkań, koronkowych staników oraz wszystkich tych innych rzeczy, o których tylko zamarzy…
Rozpromieniona i zawstydzona, rozdarta pomiędzy wszechogarniającym uwielbieniem dla Allaha i zażenowaniem własną dotychczasową niewiedzą, zarzuciłam na łeb pareo, zapakowałam rodzinę w taksówkę i ruszyłam z pielgrzymką do najwspanialszego meczetu świata.
Allah już na mnie czekał. Rozparty na jedwabnych dywanach, zapatrzony nostalgicznie w zdobiące ściany subtelne arabeski, z tuzinem dziewic u jego stóp. Zapatrzonych z miłością w Jego Boskie, pełne feminizmu Oblicze.
Zdjęłam buty a miękkie runo kobierców połaskotało łagodnie me stopy. Inne kobiety patrzyły na mnie z życzliwością i zrozumieniem. Dotykały lekko mych ramion, poklepywały Młodą po twarzy, popychały lekko do środka. Tak jakby wiedziały, że ciężar na moich barkach jest nie do zniesienia i muszę go złożyć na barki Proroka zwróciwszy się twarzą ku Mekce.
Szmery ucichły. Allah spojrzał na mnie, uśmiechnął się łagodnie i skinął głową twierdząco…
Gdy wyszłam z meczetu niebo nad Abu Dhabi pękło i świat zalała słoneczna poświata. Zdjęłam z głowy chustę i w poszukiwaniu ciemnych okularów zanurzyłam rękę w obszernej torebce. Gmerając pomiędzy portfelem, chusteczkami, szminkami, zapalniczką, kolekcją zabawek Młodej, mokrym parasolem, batonami muesli na czarną godzinę, puderniczką, paczką papierosów, zestawem długopisów, nurofenem forte, kluczami, paszportem, notesem, zerwaną bransoletką z ręką Fatimy, wizytownikiem, komórką, spinaczem biurowym i tuszem do rzęs, zamiast futerału na okulary wydobyłam w końcu z torebki mały okrągły przedmiot.
Promienie słońca odbiły się w idealnych fasetkach szlifu i rozszczepiły na niebie tęczą. Święty Antonii spłonął rakiem ze wstydu, Jahwe parsknął zazdrośnie a Mammon wytrzeszczył oczy.
A Allah?
Allah uśmiechnął się lekko i podryfował na białym obłoku w kierunku Madinat Zayed Gold Centre…
W tekście wykorzystane zostały fragmenty pracy „Feminizm muzułmański – feminizm świata Zachodu – uwarunkowania dialogu” autorstwa Blanki Rogowskiej. Cytaty z powyższego opracowania zostały skrócone i zmodyfikowane.
Zdjęcia zamieszczone pod tekstem pochodzą z kampanii reklamowej Tiffany & Co., Zima 2014
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.