Będąc młodą literatką otrzymującą wielę listów od czytelników i innych mężczyzn, napisał do mnię pacjęt z takim to otóż problemem.
– Dzień dobry, pani doktór!
– Dziędobry. Na cóż się pan uskarża?
– Cierpię, pani doktór, na popęd…
– Co proszę?
– Na popęd.
– A dokąd to pan tak gna?
– Do wytrysku.
– Czyżby pan pomylił nomęklaturę? Możę do wodotrysku zwanego potocznie fątanną?
– To być może, pani doktór. Niejednokrotnie kończy się prawdziwą spienioną kaskadą.
– Proszę ułożyć się na leżance i samookreślić schorzenie.
– Gdy sięgam pamięcią wstecz, to widzę, jak ciągnęło mnię do spraw intymnych…
– Nie godzi mię się tego słuchać!
– Przecież zaproponowała pani leżankę…?!
– Nie rozumię aluzji. Proszę zapodać objawy chorobowe!
– Pani doktór. Koniecznym będzię zapoznanie się z historią choroby. Czy pani zezwoli?
– Jestem wszak literatką uspołecznioną. Niech pan kątynuuję.
– Już we wczesnym dzieciństwie miałem pierwsze objawy zamiłowania do zaspokajania seksualnego mojego ciała. Będąc siedmiolatkiem chodziłem wiele razy na sianko z pewną o rok młodszą dziewczyną, która wkładała mię rękę za spodnię…
– W czym zatem mogę pomóc?
– Pierwszy raz doszło u mnię do wodotrysku w Dzień Dziecka.
– Wciąż nie pojmuję gdzię leży pana dolegliwość.
– Również obecnie mię ona stoi.
– Jak to możliwe? Przecież leży pan na otomanię!
– Sama pani widzi!
– Ależ nie widzę. Proszę pamiętać, że piszę pan do mnię pocztę.
– Racja, pani doktór. Najmocniej przepraszam. Przy pani czuję się tak swobodnię, że zapominam, że pani nie widzę.
– Proszę się zatem nie zapominać. Ileż pan ma lat?
– Dwadzieścia dziewięć.
– Doskonalę. Leży pan zatem na otomanię a gdzie leży pana dolegliwość?
– Wciąż mię stoi.
– Gdzież zatem stoi pana dolegliwość?
– Wszędzię, pani doktór. Z tym też przychodzę. Czy może mię pani coś zaradzić na ten pęd do wodotrysku?
– Koniecznym będzie dalsze rozpoznanię sprawy. Już teraz zapewniam pana jednak, że nie możę być mowy o wściekliźnię.
– Ależ pani doktór!
– Przecież sam pan mówi, że ciągnię pana do wody!
– Raczej do trysku, pani doktór.
– Nie pojmuję. Proszę się streścić dokładniej.
– Czy mogę wprost?
– Proszę bardzo.
– Nie chciałbym panią doktór żenować…
– Jest to drobnostką wobec sprostania wysłannictwu, jakie czeka na młode literatki w terenię.
– Zatem mówię. Wodotrysk jest dla mnię tak wyjątkowym uczuciem, że oddaję się namiętnię praktykom masturbacyjnym.
– Jak to możliwę! Przecież mówił mię pan, że jest mężczyzną!
– Ależ jestem!
– Jak więc zatem możę mięć pan męstruację?
– E-ja-kulację!
– Czy to nie zbyt wczesna pora?
– I ja tak sądzę. To już byłaby trzecia dzisiaj.
– Trzecia kolacja przed południem! Teraz pojmuję pana dolegliwość! To wszystko musi być od żełądka!
– Cóż mię zatem pani doktór radzi?
– Proszę zrezygnować z kolacji i stawić się za tydzień na kątrol celem weryfikacji dolegliwości.
– Dziękuję pani doktór. Stawię się z pewnością.
Pacjęt rozłączył się był pośpiesznię pozostawiając mnię z fascynującym znakiem zapytania, co przyniesię kątrol i jaka będzie kolejna dolegliwość, z którą przyjdzie mię się zmierzyć.
2006 © Anna Zacharzewska
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.