Na drugą randkę zaprosił mnie do siebie. Dom pod Warszawą, on na kanapie, ja w swojej najlepszej bieliźnie, szczoteczka do zębów w torebce. Pościelówa w tle, wino na stole, papieros w ustach. Rozmowa o niczym, bo i o czym tu rozmawiać, skoro i tak wiadomo, że już za chwileczkę, już za momencik…
Siedzimy więc sobie uśmiechając się uwodzicielsko, Chris Botti przygrywa na saksofonie, kominek trzeszczy, noc nadchodzi. Bosko! Do tego, bym poczuła się jak na planie „Mody na sukces” brakuje już tylko rozłożonej na podłodze skóry leoparda.
Napięcie rośnie jak na filmach Hitchcocka; w ustach zasycha, dłonie wilgotnieją (o udach nie wspominając!), gorączka rozpala. Siedzę rozemocjonowana, czekając na zapowiadające kulminacyjną scenę werble i w końcu są! Wielkie TA-DAM i zaczyna zdzierać ze mnie ubranie. Szpilki fruną przez pokój, guzik uderza cicho o parkiet i toczy się pod kanapę, spodnie lądują w kącie. Bosko!
Gdy zaczyna zsuwać ze mnie koronki, wyrywa mi się jęk roznamiętnienia godny scen z „Egzorcysty”. Opętanie dotyczy głównie paska od spodni, którego – mając jego głowę na wysokości bioder – nijak dosięgnąć nie zdołam. Zapadam się więc głębiej w kanapę i wzdychając teatralnie czekam… I czekam… I czekam… W końcu, zaniepokojona dłużyzną, unoszę powiekę. Spogląda na mnie z góry – wciąż opancerzony dżinsami – i uśmiechając się lekko rzuca:
– Z tobą mogę zaczekać…
Potrząsam głową i marszczę brwi pewna, że się przesłyszałam. Jak to ZACZEKAĆ?! Po co?! Dlaczego?! Jak to możliwe?!
Unoszę się na łokciu i przyglądam mu przez moment w oczekiwaniu, że wybuchnie śmiechem. Ale nie! Schodzi ze mnie, zapala papierosa i podaje mi go do ust. Zaciągam się wciąż nie mogąc uwierzyć. O co w tym wszystkim chodzi?! Że druga randka to niby za wcześnie?! Że teraz będziemy chodzić za ręce, przedstawiać się rodzicom i wręczać pierścionki zaręczynowe po niedzielnym rosole?! Że niby dopiero w noc poślubną?! Litości! Proszę państwa! A może to jakaś męska taktyka, takie porzucenie upolowanej zwierzyny? Ale przed pożarciem? Halo! Coś tu nie gra! A może to ja? Może jestem za gruba? Może depilacja nie wyszła jednak tak dobrze, jak mi się zdawało? Może w odblaskach kominka kobieta wcale nie wygląda tak seksownie, jak wszyscy zawsze twierdzą?
Opadam na poduszki i przymykając oczy wciągam w płuca dym papierosa. Gładzi mnie po udzie i wypuszczając w powietrze okrągłe kółka mruczy:
– Smakujesz znakomicie, wiesz?
Podnoszę powieki i patrząc na niego przypominam sobie cyniczne powiedzenie kolegi Grzesia: „Jak kobieta mówi ‘nie’, to znaczy, że ma brudne majtki”. Styki w mózgu zaskakują i wszystko staje się nagle krystalicznie jasne…
9 maja 2007
2007©Anna Zacharzewska