Wybranie tematu na pierwszy felieton nie było proste. Bo i jak tu tak nagle zacząć pisać o seksie? Tak bez żadnej gry wstępnej, bez pierwszych przymiarek i macanek z Czytelnikiem? Od czego zacząć, by nie było – a jednak było – od dupy strony? Sprawa okazała się trudna a zagwozdka warta kilku dni namysłu. I pewnie stanęłoby na czymś zupełnie innym, gdyby nie rozmowa z pewnym mężczyzną, po której spłynęło na mnie olśnienie. Bo przecież dla każdego faceta powód, dla którego odwiedza to miejsce jest identyczny: tęsknota za kobietą idealną.
Będzie więc zatem o męskich kompleksach. Od dupy strony. I oby była to fantastyczna, lecząca wszystkie kompleksy dupa. Czego sobie i Wam wszystkim życzę.
***
Kobiece kompleksy to oczywistość, z którą nikt nie podejmuje się dyskutować. W końcu to my same wymyśliłyśmy anoreksję z bulimią, szafy pełne ubrań i niemożność wyjścia z domu bez makijażu. To głównie dla nas pracują gigantyczne koncerny farmaceutyczne, sztaby designerów, chirurgów plastycznych i kosmetyczek. Fryzjerzy-koloryści, spece od makijażu permanentnego i naukowcy poszukujący cudownego kremu na cellulitis. Babska potrzeba podobania się i eskalujące z niej kompleksy obrosły przemysłem, który przemiela przez siebie okrągłe miliardy, oferując nam w zamian chwilowe znieczulenie. I jak długo konsumentami jego produktów są kobiety, wszystko wydaje się być naturalne. Gorzej, gdy na zabieg powiększenia ust umawia się mężczyzna…
Męskie kompleksy okrywa zasłona milczenia, spod której wypełzają niekiedy ironiczne uśmieszki tych, co rzekomo wolni są od wątpliwości co do rozmiaru swojego penisa, zasobności portfela i rześkości umysłu. Bo przecież prawdziwy, chowany na twardziela facet nie tylko nie powinien przyznawać się do niepokoi związanych z własną wartością, ale nawet ich mieć. Obowiązuje go absolutny zakaz posiadania słabości i ścisły obowiązek demonstrowania pewności siebie. Nawet za cenę kuriozalnego machismo i nieznośnej arogancji.
Tym bardziej więc zaskoczyło mnie, kiedy wspomniany wyżej mężczyzna przyznał się, że dręczy go robak niepewności, czy brzuch przypadkiem nie za duży, zmarszczek i lat zbyt wiele a kasy – wręcz przeciwnie. Zafrapowana tą rzadko okazywaną przez mężczyzn niepewnością – tym ciekawszą, że płynącą z ust faceta, który – jak na moje oko – obiektywnych powodów do kompleksów nie ma żadnych – zamarłam w oczekiwaniu dalszego ciągu, podejrzewając, że postawiona przez niego diagnoza zaskoczy mnie równie silnie, co samo wyznanie. I rzeczywiście; uśmiechnąwszy się lekko pod nosem przepił papierosowy dym wódką i mrużąc oczy wymruczał:
– Bardzo od czasu do czasu wpadam na pomysł, że inni faceci niekoniecznie kładą mnie na łopatki… Ale i tak… i tak, tak naprawdę, wyznacznikiem mojego sukcesu będzie… kobieta przy moim boku.
29 marca 2007
2007©Anna Zacharzewska