Mężczyźni dzielą się na dobrych w łóżku i tych, którzy twierdzą, że tacy właśnie są. Grupy te są całkowicie rozłączne i nie zdarzyło mi się jeszcze trafić na reklamującego się głośno pana, który w praktyce okazałby się fantastycznym kochankiem, ani na boga seksu, który czułby potrzebę zachwalania swoich umiejętności.
Najgłośniej reklamujących się pamiętać będę dozgonnie jako jednorazowe numerki z udawaną przeze mnie hałaśliwie ekstazą, po której nieodmiennie padało pytanie, czy było mi dobrze a nieczekający odpowiedzi dumny uśmiech samca wypływał na usta. Udręczona udawaniem wielokrotnego orgazmu – mającego zachęcić panów do możliwie najszybszego końca – pomrukiwałam zwykle niewyraźnie, by następnego dnia zmienić numer telefonu, adres i tożsamość. Ostatecznie każdy świadek koronny ma swoje przywileje – zwłaszcza świadek seksualnej żenady.
Reklamowym Bublem Nr 1 był kolega Tomek – pracownik (cóż za traf!) agencji reklamowej o pięknym ciele, wielkim penisie i niekłamanym uroku małego chłopca – który już na pierwszym spotkaniu zaczął zapewniać mnie o giętkości swojego czułego języczka i snuć wizje mojego wijącego się w uniesieniu ciała. Na trzeciej randce sięgająca zenitu sugestywność opisów kazała mi zedrzeć z kolegi ubranie i rozłożyć wilgotne uda w oczekiwaniu na rozkosze namiętności. Penis stanął na baczność a kolega wysunął języczek i powiewając nim w moją stronę puścił obiecujące perskie oko, by bez zbędnej zwłoki ruszyć do boju. Niestety, zapowiadana szumnie czuła giętkość okazała się być niczym więcej jak wybuchową mieszanką średniowiecznego tarana z papierem ściernym. Jedyne, co rzeczywiście nastąpiło, to wicie się w pościeli i rozpaczliwe krzyki, które kolega Tomek zinterpretował jako jednoznaczną zachętę do dalszych wysiłków.
Otarta do krwi skóra zagoiła się po kilku dniach. Siniaki na biodrach – efekt godnego imadła uścisku mającego utrzymać mnie w miejscu – zniknęły po tygodniu. Zostały nieuleczalna trauma i pewność, że reklamowe popisy Tomka już nigdy mnie nie dosięgną. W końcu system ochrony świadków jest niezawodny.
4 lipca 2007
2007©Anna Zacharzewska