Siedząc nad kolorowymi katalogami z mocnym postanowieniem wybrania w końcu miejsca na wakacje, doszłam do wniosku, że nie od rzeczy byłoby zabawienie się przed kolejnym sezonem w wielkiego seks-stratega i powieszenie na ścianie wojskowej mapy z wbitymi w miejsca zwycięskich bitew chorągiewkami. Można by nawet pokusić się o zróżnicowanie kolorystyczne miejsc wielokrotnych orgazmów, niezapomnianych ekscesów, szczególnie ponętnych ciał i egzotycznych konfiguracji. W wakacyjnym wyborze pozostawałyby już wtedy wyłącznie miejsca seksualnie nieujarzmione. Rejony przyszłych konkwistadorskich podbojów.
Ze światowych raportów Durexa wynika, że ulubionym miejscem na seks nieodmiennie pozostaje plaża. W sumie straszna nuda. Bo czy nie bardziej ekscytujący byłby szybki numerek w jakimś muzeum narodowym? Powiedzmy przy Venus z Milo albo jakiejś scenie bachanaliów Rubensa? Albo przed Pałacem Buckingham, gdzie zamarli w bezruchu wierni żołnierze Jej Królewskiej Mości mogliby zezować zazdrośnie na smagłe uda turystek? Lub chociaż na Moście Brooklynskim z wzrokiem wbitym w nowojorskie City? Cóż za ekscytacja dla początkującego maklera!
Drugą po wyborze miejsca kwestią byłby wybór stosownie egzotycznego partnera. Mężczyźni marzą podobno głównie o Chinkach i Brazylijkach, najprostszym byłoby więc wybrać się w podróż do Azji lub oddawać lubieżnym praktykom na piaskach Copacabany. Ale o ile cenniejsze byłoby uwiedzenie Chinki w Timbuktu albo namiętny seks z Brazylijką za arrasem na Wawelu?
W zasadzie, gdyby podejść do wakacyjnego życia seksualnego z należnym mu zainteresowaniem i troską, nie od rzeczy stałoby się stworzenie międzynarodowego portalu randek wakacyjnych, na którym szczupła Szwedka, lat 23, poszukiwałaby boliwijskiego towarzysza podróży zainteresowanego Kremlem i Placem Czerwonym, atletyczny Marokańczyk oferowałby swoje towarzystwo eterycznej blondynce żądnej wrażeń w rumuńskiej Transylwanii a interesujący czterdziestolatek z Nowej Iwicznej proponowałby wspólny wypad na Przylądek Canaveral, gdzie w udostępnianej turystom kabinie nieważkości mógłby się wreszcie poczuć jak w niebie…
13 czerwca 2007
2007©Anna Zacharzewska