Prawdziwe kobiety dzielą się na te, które uwielbiają brylanty, i te, które jeszcze o tym nie wiedzą.

Jeśli o mnie chodzi, to wiedzę tę pozyskałam niestety dość późno, za co hołd muszę oddać niezwykłej przenikliwości mojej Pierwszej Teściowej. To ona, jako pierwsza, zdiagnozowała u mnie karczemną podatność do uwielbiania przedmiotów pięknych i – jak na doskonałą matkę przystało – ostrzegła mego – wówczas jeszcze przyszłego – Pierwszego Męża, przed tym potwornym defektem…

Okres przedświąteczny upływał w pełnym adwentowego oczekiwania skupieniu i szerzącej się miłości bliźniego. Zainspirowani ewangelicznym przesłaniem mszy roratnych katolicy wznosili serca ku nadciągającej z niebios rosie i wypatrywali Sprawiedliwego w nadziei, że nowonarodzone Dziecię obdarzy ich ośmioma błogosławieństwami i wszelką pomyślnością, a oczyszczone jego dobrocią ziemskie niwy popłyną nagle mlekiem, miodem i krupnikiem…

Po głębokich spirytualnie doznaniach ślubnych oraz sprowokowanych przypowieścią o siewcy rozważaniach biblijnych, pogrążyliśmy się z Maćkiem w wielodniowym kontemplowaniu naszej duchowości i wspólnym czytaniu Pisma. Szczególne upodobanie odnajdywaliśmy w cytowanej przez weselnego kaznodzieję ewangelii świętego Marka, której warstwa dialogowa przemawiała do nas ze szczególną mocą, sprawiając, że natchnieni mądrością bożą żyliśmy w cnocie i skromności odnajdując radość w pracy i jałmużnie. I choć ścieżka prowadząca do zbawienia wiodła nas przez mroczną dolinę wyrzeczeń, to jednak trwaliśmy w duchu odnowy niepodatni na pokusy świata materialnego i targające naszymi ciałami chucie…

Po trzech latach żmudnych przygotowań, przetarciu szlaków w licznych kancelariach parafialnych oraz odbyciu szkoleń z gęstości owulacyjnego śluzu i tajników kalendarzyka, hierarchowie Kościoła uznali, że Agata z Marcinem są wreszcie gotowi na sakramentalne ‘tak’. Ostatnim krokiem do ołtarza miało być złożenie oficjalnych zeznań na okoliczność heteroseksualizmu narzeczonych, odbycie pokuty za przedmałżeńskie bezeceństwa oraz publiczne wyrzeczenie się szatana. Gdy wszystkie poświadczenia i ofiary trafiły w końcu na ręce proboszcza a oszołomiona nadmiarem szczęścia młoda para uzgadniała ostatnie szczegóły ceremonii z armią zaangażowanych w organizację wesela naciągaczy, rodzina i znajomi pogrążyli się w nerwowym oczekiwaniu, zaciskając kciuki i wznosząc zdrowaśki w intencji dobrej pogody, wolnych od korków dróg dojazdowych i przede wszystkim dalszego, niezachwianego entuzjazmu młodych…