Od dłuższego czasu Goran był dla mnie postacią legendarną. Mężczyzną, którego zbudowałam sobie na kształt i podobieństwo cygańskich gangsterów Kusturicy. Facetem o bałkańskiej duszy uwięzionym w tanim i zbyt obszernym garniturze, jaki wybierają zwykle inżynierowie. Człowiekiem równie tragicznym co zabawnym, nałogowo niezaspokojonym i całkowicie niezdolnym do zrobienia czegokolwiek, co mogłoby zachwiać jego – bezpiecznym w gruncie rzeczy – światem.
W snutych przez Maćka opowieściach Goran od początku rysował się jako niespełniony pantofel własnej teściowej, tęsknie wypatrujący lepszej przyszłości po jej rychłym zgonie. Rozgoryczony brakiem seksu mąż, którego nikłe protesty gubiły się w czynionym, solidarnie z matką, zgiełku żony. Poczciwy jegomość, który nie potrafi okiełznać osaczających go bab, a noce trawi na tęsknotach za nieskrępowaną jazdą na dorodnej samicy, którą po ostrym rżnięciu mógłby zaciągnąć do jaskini wzbudzając jej dozgonny szacunek i uwielbienie wasalki. Tak, w opisach Maćka Goran był niegroźnym, wzbudzającym sympatię nieudacznikiem, przy którym w każdej, minimalnie nawet empatycznej osobie, budziła się nieuchronnie chęć niesienia pomocy. I za każdym razem, gdy Maciek opowiadał o spotkaniach i rozmowach z Goranem wiedziałam, że nie było to wyłącznie wysłuchiwanie żali przyjaciela, ale coś więcej; próba zasiania rewolucyjnego zarzewia, dzięki któremu Goran mógłby w końcu proklamować niepodległość.
Tak jak ja przez wiele miesięcy słuchałam o Goranie, tak samo dobrze Goran zdołał poznać mnie. Jego spostrzegawczemu oku nie umknęła zmiana, jaka zaszła w Maćku i już na pierwszym spotkaniu wydobył każdy szczegół naszej znajomości, zyskując pewność, że cuda się zdarzają i wystarczy, by poczekał odpowiednio długo a i na jego twarzy zagości w końcu ta dziwna mieszanka zadowolenia, sytości i seksualnego spełnienia. Mikstura, której nigdy nie udało mu się zaznać, ale którą bezbłędnie rozpoznawał u kolegów i przez którą jego bezsenne noce były jeszcze bardziej nieznośne.
Przy okazji kolejnych spotkań Maciek grał subtelnie na targającej Goranem zazdrości usiłując wytrącić go z pogodzonej z nieszczęściem apatii i zachęcić do zmiany. Jeśli nie żony to przynajmniej podejścia do świata. Prezentował swoje szerokie uśmiechy i przesączał kolejne szczegóły mające zbliżyć Gorana do momentu, gdy po powrocie do domu uderzy w końcu pięścią w stół i zadziwi rodzinę nietypową dla siebie determinacją, w zderzeniu z którą żadna z otaczających go kobiet nie odważy się już na przytyk czy brak szacunku. Serwował mu umiejętnie okraszane perskim okiem opowieści o moich rozlicznych zdolnościach, podsuwał detale pozwalające uwierzyć, że istnieją kobiety o nieograniczonym apetycie i równie rozpasanej zmysłowości i doprawiał całość dwuznacznymi opowieściami o moich umiejętnościach kulinarnych. W końcu, gdy Goran zdawał się już dojrzewać do zmiany, wytoczył broń o najwyższej sile rażenia: Playboy’a.
I rzeczywiście, na wieść o tym, że jego kolega posiadł „dziewczynę z rozkładówki”, Goran wyprostował się, rozejrzał i postanowił zmienić. Ostatecznie, skoro Maćkowi się udało, to i on miał szansę. Ba, pewność nawet! Absolutną gwarancję na to, że i na jego drodze stanie któregoś dnia Anna Nicole Smith, po którą on, Goran, sięgnie jak po własną. Sięgnie i nie odda zanosząc się sardonicznym śmiechem na widok żony, która po fakcie zrozumie swój tragiczny błąd i do końca życia borykać się będzie z rozpaczą i tęsknotą za źle traktowanym mężem.
Przez kilka tygodni noce Gorana wypełniały liczne polucje. Za każdym razem, gdy nawiedzała go we śnie cycata blondyna, dla której pakował walizki – mimo protestów teściowej i zawodzenia żony – bielizna była mokra. Goran płukał ją skrzętnie nad ranem, wciąż niegotowy na szyderstwa małżonki, a jednak pewien, że dzień, w którym odegra się na tej podłej zdzirze jest coraz bliższy. Dnie zamiast na pracy spędzał w sieci – szukając właściwej dla siebie partnerki i zapełniając grono swoich facebookowych znajomych samotnymi kobietami o obfitych biustach i silnie tlenionych włosach. Pulchnymi pięknościami w krępujących ich wdzięki gorsetach i błyszczących rajstopach, które prężąc się na tle ułożonych starannie na tureckich dywanach włochatych kocy, zachęcały do rozwiązłości gorącym temperamentem i obietnicą spełnienia. To były wspaniałe tygodnie. Zatracony w swoich fantazjach Goran po raz pierwszy od lat promieniował zadowoleniem i pewnością siebie. I gdy, upewniwszy się już w swoich męskich walorach – komplementowanych szczodrze przez nowe, wirtualne koleżanki – dowiedział się, że na kolejne spotkanie Maciek przyjeżdża ze mną, jego świat pojaśniał jeszcze bardziej. Rozpromieniony nadzieją na poznanie pierwszej z licznych dziewczyn Playboy’a. Kobiety, która miała odmienić jego życie wprowadzając go do krainy silikonem i lubrykantem płynącej.
Kiedy Maciek – przypierany do muru o jakieś sensacyjne plotki z podróży – wyznał w końcu, że sprzedał Goranowi gorącego niusa o moim miejscu pracy, ogarnęło mnie przeczucie nieuchronnej katastrofy. Odkąd z kostycznego środowiska doradców podatkowych przeniosłam się do wydawnictwa, stawiane przede mną wyzwania nabrały zupełnie innego charakteru. O ile wśród okrzepłych medialnych wyżeraczy mogłam liczyć na to, że ocenie podlegać będzie raczej mój dowcip i inteligencja, o tyle przedstawiciele mniej seksownych branż spodziewali się zawsze puchatego ogonka i pikantnych szczegółów z offu. Goran zdecydowanie należał do tej drugiej grupy, a jego rozbuchane oczekiwania postawiły mnie przed trudnym zadaniem pogodzenia inteligencji z push-up’em. Skurczona rozmiarówka nie ułatwiała sprawy. Podobnie jak cycki w rozmiarze 70A. Przed całkowitą utratą twarzy i ostatecznym upadkiem reputacji na Bałkanach uchronić mnie mogła wyłącznie sukienka o powierzchni chusteczki do nosa i piętnastocentymetrowe szpilki.
Kiedy dotarliśmy do kasyna Maćka otoczyło kilku kolegów, ale żaden nie wyglądał na wystarczająco zdesperowanego, by mógł być Goranem. Stali, rozmawiali i uśmiechali się do mnie twarzami całkowicie wolnymi od oczekiwań. W końcu pożegnali się grzecznie i rozpierzchli po sali w poszukiwaniu karcianego szczęścia i świeżych drinków, a my pokręciliśmy się jeszcze przez kilka minut, by po spędzonej w mekce hazardu godzinie wrócić do hotelowego pokoju. Goran nie przyszedł. A może to my wyszliśmy za wcześnie nie doczekawszy momentu, gdy ubrany w swój najlepszy garnitur objawił się w końcu przy stole do black jacka? Może byliśmy nie dość wytrwali?
Po powrocie do pokoju zrzuciłam niebezpiecznie wysokie szpilki i nieistniejącą kieckę i odetchnęłam z ulgą, że los oszczędził mu rozczarowań. Że jeszcze przez jakiś czas będę mogła podglądać, jak buszuje w sieci z nadzieją na poznanie kobiety, która spełniałaby jego najskrytsze fantazje o dorodnym ciele i potężnym, obleczonym w czerwoną koronkę biuście. I po raz pierwszy od kilku dni zasnęłam spokojnym snem sprawiedliwego.
Kiedy dwa dni później staliśmy z Maćkiem w mrocznym zakątku nocnego klubu Goran wytoczył się z gęstej chmury papierosowego dymu i na dłuższą chwilę zawiesił na mnie wzrok. Jego spojrzenie przesunęło się powoli po czarnej koszuli i dżinsach i skonsternowane wróciło na wysokość mojej twarzy:
– Miło cię w końcu poznać. Maciek tyle o tobie opowiadał… – wydusił w końcu z trudem, rzucając ostatnie, rozczarowane spojrzenia na moje zbyt szczupłe biodra i mikry biust. – On jest moim idolem – westchnął. – Gdy jakiś czas temu spotkaliśmy się w Zagrzebiu, zupełnie go nie poznałem. Wyglądał na takiego odmienionego. Takiego… szczęśliwego. Pomyślałem sobie, że musi się za tym kryć jakaś wyjątkowa kobieta… – uśmiechnął się przepraszająco i podając mi ponownie rękę zaczął wycofywać tyłem. – Miło cię było poznać. Naprawdę…
Jego ostatnie słowa zginęły w gwarze klubu a on rozwiał się w papierosowym dymie tak samo nagle, jak się pojawił. Zanim zdążyłam otworzyć usta, już go nie było i przez moment zastanawiałam się, czy nie był tylko wytworem mojej fantazji. Ale nie. Maciek nachylił się lekko i przekrzykując hałas wrzasnął mi do ucha:
– No, to poznałaś wreszcie Gorana!
Spojrzałam na niego nie rozumiejąc zupełnie powodów dobrego nastroju i spuszczając wzrok przesunęłam dłońmi po ciele poszukując choć jednej, mogącej wzbudzić aprobatę krągłości. Bez skutku.
Gdy następnego dnia dojrzałam Gorana w hotelowym lobby, miał twarz człowieka pozbawionego złudzeń. W wiosennym słońcu jego za duży garnitur połyskiwał lekko tworząc na plecach garbate wybrzuszenie. Ramiona marynarki obsunęły się pod ciężarem narzuconego na barki plecaka a spodnie zmarszczyły, jakby przez noc Goran skurczył się i zapadł postarzały nagle o dwie dekady. Obrzucił hall zrezygnowanym spojrzeniem i dostrzegłszy mnie wbił wzrok w podłogę, jakby całą uwagę poświęcał żyłkowaniu wyścielającego hotel marmuru. Ciągnąc za sobą walizkę przemknął bez słowa i zniknął za bezszelestnie rozsuwającym się drzwiami. Następnego dnia z jego facebookowego profilu zniknęły wszystkie kobiety.
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.