W momencie zakontraktowania książki otworzyła się przede mną nowa, nieznana mi wcześniej rzeczywistość. I choć nie miałam jeszcze wtedy o tym pojęcia, podpisanie umowy było niczym królicza nora, która wciągnęła mnie w swoje bezkresne korytarze, porwała w nieznane i wyrzuciła w tajemniczej krainie czarów, gdzie nie działały prawa fizyki ani logika znana powszechnie pod nazwą zdrowego rozsądku…

Nobel Srobel

Chciałoby się czasem siąść i coś zajebistego napisać. Pierdolnąć, kurwa, taki tekścik, żeby wrogom, zawistnikom i Szanownemu Komitetowi Noblowskiemu oko zbielało i żuchwa opadła. Coś smacznego stylistycznie i o fabule tak porywającej, by czytelnikowi kęs bułki z serem utknął pomiędzy zębami w nagłej niemocy żucia. Chciałoby się mieć temat, jakiego jeszcze nie było. Epicki, monumentalny, noż kurwa, po prostu WIELKI.

I co? Dupa. Wszystko już było. Nędza, marazm, posucha.

Zoologicznie zabarwiony tekst o urokach przedświątecznego szaleństwa wywołał poruszenie w kręgach bliższych i dalszych znajomych, którzy w kolejnych dniach zaczęli wykazywać bądź to nadmierną troskę o stan moich nerwów, bądź też omijać szerokim łukiem w obawie przed nagłym atakiem. Przez moment delektowałam się wręcz wrażeniem, że moja pozycja w biznesie gwałtownie wzrosła, bo nawet najzajadlejsi negocjatorzy każdą z moich sugestii witali gromkim aplauzem. W biurowej windzie otaczał mnie spory kordon powietrza, a gdy wchodziłam do kuchni stłumieni w kolejce po kawę rozstępowali się prędko udając, że bardzo się spieszą…

Lata mijają a mnie wciąż prześladuje koszmar. W przeróżnych miastach, miejscach, kawiarniach przeżywam ciągle tą samą udrękę. Twarze przede mną zmieniają się we śnie ale uczucie jest ciągle to samo. I równie podobna rozmowa. Budzę się z krzykiem oblana potem. Znów śniła się pierwsza randka. Z mężczyzną znanym lub całkiem mi obcym lecz zawsze z tym samym poczuciem: zmarnowanego czasu…

…Zarumieniona na twarzy, z czołem błyszczącym emocją i siną pokrzywką na szyi jechała z koksem sądząc od czci i wiary palestrę, męża i „dziwkę-kochankę”. Jej słowa wzbierały jak powódź i rozlewały się wokół zbierając ze sobą wszystkie lżejsze przedmioty. Kurwy z chujami pędziły na falach, skurwiele płynęli za nimi a drobne ciule, szmaty i france unosił prąd tak potężny, że zanurzenie weń stopy groziło protezą…