Casting na grubasa



 
Marta wsunęła głowę przez uchylone drzwi i teatralnym szeptem syknęła:

– Nie będzie mnie przez jakiś czas… Idę na casting na grubasa…

Zanim zdążyłam zareagować, już jej nie było.

– Na jaki casting? – spojrzałam pytająco na zamykające się drzwi. – Na grubasa?

Przez dłuższą chwilę siedziałam zafrasowana zastanawiając się, o co też mogło chodzić. Wyobraźnia podpowiadała coraz bardziej dziwaczne obrazy, w których prężące się obficie tłuścioszki odgrywały rolę pierwszoplanową. Leżąc w kocich pozach prężyły uda i wypinały pośladki, przebrane w czarny lateks terroryzowały smukłych modeli pistoletami na wodę, w strojach francuskich pokojówek bechtały się tu i ówdzie miotełkami ze strusich piór, obnażały monstrualne piersi i nacierały obficie swoje pozbawione bielizny korpusy miodem i bitą śmietaną…

 
 
 
Wzdrygnęłam się, ale wizje nie odeszły. Wywołane raz z lasu grubaski prześladowały mnie przez kilka godzin a jedynym ukojeniem było cierpliwe wgryzanie się w przynoszone skwapliwie przez Waldemara tabele cyfr. I to jednak nie pomagało do końca, bo spośród przychodów i kosztów wyzierała co jakiś czas pulchna pin-up girl, którą – jak sądziłam – cały świat obejrzy wkrótce w niszowej sesji CKM-u.

Tylko dlaczego Marta poszła to oglądać? – zachodziłam w głowę. – Czyżby zwabiły ją do studia podobne moim wizje monumentalnych, koronkowych gaci i staników w rozmiarze K? A może prawdziwe grubasy miały w swoich obszernych zanadrzach doskonałych prawników, z którymi Marta musiała twardo negocjować warunki rozpowszechniania zdjęć na wszelkich polach eksploatacji? A może… może zgromadzona w pracowni foto ekipa potrzebowała wiarygodnego świadka na wypadek, gdyby mamuci pośladek zawadził o jakiś szczególnie drogi obiektyw a ubezpieczyciel nie chciał pokryć szkody zasłaniając się wykrętami o składzie porcelany i podjętych przez firmę dobrowolnie czynnościach wysokiego ryzyka? Tajemnica pozostawała nierozwikłana…

 
Kiedy następnego dnia Marta nie pojawiała się w biurze o zwykłej porze, zaczęłam się poważnie martwić. Co też mogło się stać? Czyżby któraś godzilla usiadła na niej niechcący? A może stało się coś jeszcze gorszego? Może leżała teraz w obskurnym korytarzu OIOM-u a jej organy wewnętrzne dogorywały po zmiażdżeniu przez lawinę sadła? Może gdzieś tam, w bezdusznym otoczeniu lekarzy, przechodziła właśnie do historii podpisując zgodę na przeprowadzenie na jej – wkrótce już – zwłokach, badań nad wpływem przeciążeń na sprawność narządów? A może sztab policyjnych techników zeskrobywał to, co po niej pozostało, i pakował w hermetycznie zamykane woreczki?

Otarłam dyskretnie kolebiącą się w oku łzę i zadzwoniłam do Adama.

– Aluuu? – zawył przeciągle w słuchawkę typowym dla siebie, zadowolonym z życia głosem.

– Alu? – odpowiedziałam jak echo uspokojona nieco jego dobrym nastrojem. Ostatecznie, gdyby przez studio przeszedł Armagedon, on musiałby o tym wiedzieć.

– Kawa? – rzucił beztrosko i zanim zdążyłam zadać pytanie odłożył słuchawkę.

Kilka minut później załomotał do drzwi mojego gabinetu, wbiegł, ucałował mnie obustronnie i wybiegł w stronę kuchni popychając bezpardonowo kroczącego przed nim Kulawego. Kiedy dotarłam do ekspresu obaj prężyli się już w dziwnych pozach strojąc małpie miny i naśmiewając z czegoś do rozpuku.

– Widzieliście Martę?

– Nieeee… – zawyli przeciągle jednym głosem wciąż pokładając się ze śmiechu.

– A czy wiadomo wam coś na temat castingu na grubasa…? – indagowałam dalej niezrażona ich szampańskimi nastrojami.

– Nieee… – powtórzyli grzecznie zgodnym chórem sprawiając, że moja podejrzliwość gwałtownie wzrosła i zaczęłam przyglądać im się spod oka czekając, kiedy przyznają się do jakiegoś paskudnego figla.

– Marta poszła podobno wczoraj na jakiś casting na grubasa. Od tamtej pory nikt jej nie widział…

– Baba bez brzucha, jak garnek bez ucha! – zarymował elegancko dyrektor Kulawik.

– Baba gruba, męża chluba! – dorzucił Adaś i obaj zaczęli chichotać.

– Tłusta baba seksem smaga! – Kulawy nie pozostawał w tyle.

Adam zmarszczył czoło w poszukiwaniu kolejnego rymu, ale najwidoczniej nic stosownego nie przychodziło mu do głowy.

– Seks z grubasem – rarytasem! – podpowiedziałam usłużnie i machnęłam zrezygnowana ręką. – Żadnego pożytku z was nie ma!

Kiedy odmaszerowywałam do swojego pokoju w drzwiach kuchennych pojawiły się jeszcze głowa i wskazujący palec Kulawika:

– Każdy kilogram obywatela z wyższym wykształceniem szczególnym dobrem narodu!

 
 
Marta pojawiła się wczesnym popołudniem i jakby nigdy nic zajrzała przez drzwi:

– Idziesz na kawę?

– Co się z tobą działo? – poderwałam się nerwowo zza biurka. – Od rana cię szukam!

– Byłam na rozprawie. A co? Coś się stało?

– No nic. Tylko… O co chodziło z tym castingiem na grubasa…?

– Ach! Wygrałam! Wyobraź sobie, że wygrałam! – Marta wyglądała na wyjątkowo zadowoloną.

– Jak to: wygrałaś? Casting na grubasa? – powtórzyłam zdziwiona.

– A tak! Będą mnie teraz przez trzy miesiące za darmo masować i robić mi różne zabiegi na ciało, a ja tylko muszę się dać fotografować. Przed i po – relacjonowała chaotycznie.

– I wygrałaś…?

– No, wygrałam! – potwierdziła dumnie. – Bo z tych dziewczyn, co się zgłosiły, to byłam chyba w sam raz. Ani za tłusta, ani za chuda. To pewnie stwierdzili, że się mocno nie napracują, a efekt będzie widać…

Spojrzałam na nią oszołomionym wzrokiem i zainspirowana porannym cytatem Kulawego wydukałam odsuwając się od niej lekko:

– Zaraz odwiozą mnie do Tworek…