Hau, hau!

Hau, hau! Przyszła pora odszczekać.

Hau, hau! Jestem właśnie pod stołem.

Z podwiniętym ogonem łaszę się dzisiaj do wszystkich. Niczym pies, który zeżarł panu szynkę prosto z talerza.

Hau, hau, hau!

Nigdy nie odszczekuję. Zwykle upieram się zajadle przy swoim. Ostatecznie mam patent na prawdę. Ostatecznie, jeśli coś mnie rozśmieszy, jeśli coś mi się wyda żałosne, czasem kuriozalne a czasami potworne, to raczej już zdania nie zmieniam. Bo niby dlaczego? W końcu mam swój mały rozumek. Myślę. Zastanawiam się. Robię krok wstecz i oglądam rzeczywistość z dystansu. Potem piszę. Dopiero wówczas, gdy wszystko mi się w głowie ułoży. Nie na odwrót. Nie pod wpływem chwilowego impulsu. Nie dla kontrowersji czy ulgi, jaką mogłabym odczuć, gdybym pozwoliła sobie na literackie kanalizowanie emocji.

Dziś pierwszy raz przyszła pora na to, aby głośno odszczekać. Posypać głowę popiołem, ukorzyć się i przeprosić. Wykrzyczeć głośno, że bardzo się pomyliłam.

A zatem: przepraszam! Z głębi serca i z rubieży rozumu. Klękam przed każdą Panią Jadzią w tym kraju podejmując ją z pokorą pod nogi. Pomyliłam się. Byłam podła, niesprawiedliwa, złośliwa. Naigrawałam się z Ciebie, Jadwigo – choć nie tak miałaś przecież na imię – bo uważałam Cię za rzadką idiotkę. Egocentryczną, pustą kretynkę, dla której dziecko jest akcesorium. Modnym dodatkiem do życia. Czymś pomiędzy kosztownymi butami i nową, designerską torebką. Naśmiewałam się z Ciebie, bo ulegając modzie na dzieci zdecydowałaś się na nie, mimo iż nie byłaś gotowa. Bo pozowałaś do sesji brzuszkowych, bo prezentowałaś ich efekty na blogu, bo traktowałaś swą córkę niczym przepustkę do wytęsknionej i wymarzonej kariery. Jak bilet wstępu na długie, karminowe dywany. Jak coś, co Cię choć odrobinę zbliżało do polskich seksi-mam, znanych nam wszystkim z seriali. Do Brangeliny z jej gromadką dzieciaków i fantastycznych skądinąd zdjęć reklamowych promujących Gabbanę i Dolce. Obserwowałam Twoją frustrację. Twoją potężną chęć zaistnienia. Patrzyłam na nią i szczerze współczułam twej córce. Za każdym razem, gdy przebierałaś ją w kuriozalne opaski z kwiatami, gdy kazałaś leżeć nagiej w koszyku, gdy pozwalałaś by przebrana za dynię stawała się twarzą sezonu, za każdym razem kiedy mówiłaś, że jest wysysającym z Ciebie soki tasiemcem, nóż mi się otwierał w kieszeni. Gdy sprowadzałaś ją do roli wrzeszczącego, srającego bachora, którego dziąsła tak boleśnie kaleczą Twe sutki, uważałam, że jesteś gorsza od suczy. Przepraszam. Nie miałam racji. Nie byłaś największą idiotką. Nie rozumiałam tego wówczas, ale teraz już naprawdę pojmuję. Mea culpa! Wybacz mi Mamo Jago! Wybacz, bo naprawdę zgrzeszyłam!

Co sprawiło, że pojęłam pomyłkę? Co popchnęło mnie do niniejszych przeprosin? Nowy benczmark, kochana. Nowy wzorzec, który się właśnie objawił. Całkiem nowa królowa suspensu.

Czytam wywiad i nie mogę uwierzyć swym oczom. Znana pani. Przejęta losem zwierząt. Zadeklarowana weganka, która przez lata karmiła nas wizją swej wrażliwości. Która ze łzami w oczach zapewniała wcześniej, jak bardzo ją porusza ryk krowy, gdy odbiera jej się cielaczka. Która z litości dla hodowanych na mięso kurczaczków, odkładała nóż i widelec. Czuła, empatyczna, wspaniała. Matka dzieciom, piosenkarka, artystka. I nagle? Nagle to wielkie wyznanie. Bezprecedensowy dowód odwagi, który ma nas przekonać, że broszka to sprawa prywatna. Nie na tyle, aby o niej nie mówić, ale w stopniu, by nią niezawiśle zarządzać.

Wiesz co, Jadziu? Jestem libertynką. Zdeklarowaną leseferzystką. Wspieram wolne prawo wyboru i wyznaję kantowską moralność. Wierzę w wolność. Każdym tekstem staram się o nią dobijać. Tak przynajmniej do tej pory sądziłam. Że pisząc swoje morfiniczne wywody pomagam innym poluzować kajdany. Że dzięki mnie choć niektórzy zdobędą się na odwagę, by powiedzieć głośno, co myślą. Że dam im pretekst, by wyrwali się ze społecznych okowów. By zakrzyknęli: BASTA! By zaczęli stawiać opór głupocie…

Czytam i swym oczom nie wierzę. Pani Przybysz jadła leki na wrzody, bo pragnęła pozbyć się ciąży? Bo nie chciało jej się zmieniać mieszkania? Bo myślała z troską o innych? O partnerze, o dzieciach, o sobie? Serio? I dlatego staje teraz w proteście? Dlatego ubiera się w czernie, skanduje na ulicach, podpisuje społeczne petycje? Po to, by nie musieć się przeprowadzać? By uniknąć niewygód pakowania swoich rzeczy w kartony? Staje w jednym szeregu z kobietami, które zostały zgwałcone oraz z tymi, których dzieci mają urodzić się chore? Przyrównuje się do pacjentki profesora Chazana? Walczy o jej broszkę? Mówi głośno, że jej „seks przez sen” jest tym samym, co okropne tragedie tych kobiet?

Wybacz, Jadziu. Miałaś rację. Od robienia zdjęć twojej córce, nic się jej właściwie nie stało. Nawet, jeśli pokazałaś ją nago. Nawet, jeśli podpisałaś jej zdjęcie tekstem o wysysającym z Ciebie życie śmierdzielu. To jest nic. To jest pestka i betka. Jesteś w porzo. Cool, ekstra, hiper & jazzy. Masz ambicję, chcesz więcej. Obiecuję to od dzisiaj szanować. Zwłaszcza fakt, że kupiłaś sobie większe mieszkanie.