Z początkiem roku życie towarzyskie zamarło i przytłoczone zaokienną szarugą dogorywało powoli ograniczając swe podrygi do portali społecznościowych i służbowych spotkań. Zniechęcone brakiem gości warszawskie kawiarnie zakręciły kaloryfery, co ostatecznie przepędziło ostatnich, okutanych w kufajki klientów i sprawiło, że obsługa snuła się drętwo pomiędzy pustymi stolikami próbując ogrzać nieco w wymuszonym ruchu. Pokryte śniegową mazią ulice straszyły brudem i przywodziły na myśl kultowy przebój Kultu a sine szyby biurowców przepuszczały coraz mniej światła sprawiając, że uwięzieni w openspace’ach szarzeli jak pozbawione słońca rośliny…

Po trzech latach żmudnych przygotowań, przetarciu szlaków w licznych kancelariach parafialnych oraz odbyciu szkoleń z gęstości owulacyjnego śluzu i tajników kalendarzyka, hierarchowie Kościoła uznali, że Agata z Marcinem są wreszcie gotowi na sakramentalne ‘tak’. Ostatnim krokiem do ołtarza miało być złożenie oficjalnych zeznań na okoliczność heteroseksualizmu narzeczonych, odbycie pokuty za przedmałżeńskie bezeceństwa oraz publiczne wyrzeczenie się szatana. Gdy wszystkie poświadczenia i ofiary trafiły w końcu na ręce proboszcza a oszołomiona nadmiarem szczęścia młoda para uzgadniała ostatnie szczegóły ceremonii z armią zaangażowanych w organizację wesela naciągaczy, rodzina i znajomi pogrążyli się w nerwowym oczekiwaniu, zaciskając kciuki i wznosząc zdrowaśki w intencji dobrej pogody, wolnych od korków dróg dojazdowych i przede wszystkim dalszego, niezachwianego entuzjazmu młodych…